"Zro­zumieli, że ideal­ny świat jest podróżą, nie miejscem. " T. Pratchett

środa, 29 sierpnia 2012

NASZE WIELKIE WŁOSKIE WAKACJE cz. III

Szukanie parkingu to nie lada przedsięwzięcie. Udaje się zostawić motor pod pizzerią- jeśli nie chcemy płacić, mamy tam zjeść po zwiedzaniu. A że pizza i tak była w planie, nie mogło się lepiej trafić.
Właściciel w dodatku robi nam prysznic wężem ogrodowym i przez błogie…. 3 minuty nie jest nam gorąco :wink:
Trzydniowe bilety na zwiedzanie Pompei jakie oferują w kasie wydają się nam dziwne. Do czasu, aż sami nie zaczniemy wędrować po tych pozostałościach.
5 godzin chodzenia daje w kość (zwłaszcza w kości udowe), a udaje nam się obejrzeć wyrywkowo jakąś ¼ starożytnego miasteczka… Chyba faktycznie na całość 3 dni to minimum... :lol:
 Zaraz przy Bramie Morskiej.

 Pompejańska eks-świątynia.

 To chyba pozostałości po czymś w stylu bocznej nawy... :lol:

 Zatłoczone forum 'pompejanum' :lol:

 W archeologicznym składowisku znalazł się i uduszony.... Wywarło to na mnie makabryczne wrażenie. :ohmy:



 Chan: "Tu na krawężnik nie wjedziesz". :lol:
 Radzę zwrócić uwagę na... przejście dla pieszych :smile: Jak to Chan mi prosto wyjaśnił: "pomyje, brud, odchody i bóg-wie-co-jeszcze były pomiędzy, a Ty mogłaś suchą stopą przejść na drugą stronę. Wozy też niższe niż te kamienie nie były także przejeżdżały pomiędzy." Urzekło mnie to :thumbsup:
 Zagrodzona kapliczka, żeby gawiedź jej nie rozniosła... :wink:
 Chanka Pompejanka.
 Jak uczą w szkole: "kapitel kolumny korynckiej zdobiony był liściem akantu". :lol:
 Chan planujący atak na Pompeje... "Przedrzemy się od strony nekropolii...... Tam nikt się nie spodziewa ataku żywych" :grin:

 Największego zachowanego domostwa- Domu Fauna, strzeże... właśnie Faun.
 Ten ogonek mnie urzekł. Ten z przodu tego nie zrobił :lol:


 W końcu coś ładnego i kolorowego, a tu nie można bliżej podejść... :thumbsdown:
 Też chce być fontanną! Jak Faun! :grin:


 Chan: "Robić ten najazd czy nie....." :wink:



 Chan ciągle szukający domu rozkoszy :roll: Jak żeśmy go znaleźli to się okazało, że nie można tam wejść a i wszystkie freski, ktore pokazane są w przewodnikach są już chyba w muzeum w Neapolu. :thumbsdown:
 Znaleźliśmy za to pralnie. Z freskami.



 Wielka Arena pompejańska.

 Rozpoczynamy poszukiwanie odlewów kilkunastoosobowej grupy ludzi zwanych "Uciekinierami z Warzywnika." Sztandarowa pozycja w przewodnikach, wszędzie na zdjęciach, a znaleźć tego nie idzie... Za chwilę okaże się dlaczego :wink:
 "Dom ze statkiem Europa." Podobno na froncie był/jest (?) fresk przedstawiający statek o nazwie Europa.
Chan: "No z mapy wynika, że Uciekinierzy powinni być tuż obok."
A obok tylko mury i wejść się nie da...
 Rekonesans przed desantem od strony cmentarza, tu też nie ma Uciekinierów!
 Są! Leżą! Przez okienko w murze wielkości twarzy można ich zobaczyć! Ale jak podejść bliżej..... ?
 W dodatku zakratowane okienka...
 Mówiłam, że desant od strony cmentarza to najlepszy pomysł? Tak właśnie można oglądnąć tą makabryczną grupę odlewów. Okazuje się bowiem, że są na terenie prywatnej posesji- winnicy, wygląda na to, że założonej w jednej z dzierżawionych pompejańskich pozostałości... Prywatna mini winnica na terenie Pompei... :egh:

 Z całej grupy ten jest najstraszniejszy- ma twarz.. Uciekinierzy na filmie:
http://youtu.be/F_U3sNeWDmk
 Tędy właśnie skacząc przez mur się do nich dostałam. Chan stoi na czatach i pilnuje czy nikt nie idzie mnie wygonić :grin:
 Sufit w termach. Ładnie zdobiony.. :smile:
 Kolejny Ktoś na wieczną pamiątkę...

Rzeźba nazwana przeze mnie Panią Półgłówkową.. :D

 Forum już opustoszałe.
 Pamiątkowi Chanowie :grin:
 Chan, lekko zdegustowany tym, że pompejański dozorca uniemożliwił mi "nagą sesję zza kolumienki" :lol:
 Fotka pt. "Znajdź wróbla" :lol:
 Ostatni rzut oka na zachód słońca w Pompejach.
 Chan chyba chciał mnie tam zostawić na pastwę duchów błąkających się nocą po widmowym mieście. Ale mu się nie udało :grin:
 Zdążyłam jeszcze zrobić zdjęcie i go dogonić. Ha! :wink:
 Vesuvio w zachodzącym słońcu..



 Kolorowe wybrzeże po drodze na kemping... Śpieszymy się, bo mecz ma być :lol:
 Nie o to mi chodziło, ale Chan nie był łaskaw się zatrzymać wcześniej, mimo że miał okazje. Krótkie wyjaśnienie nawzajem: "skoro JA mam aparat, to kiedy mówię- zatrzymaj się bo chce zrobić zdjęcie, to TY tego nie kwestionujesz." :grin:
No i na zwieńczenie dobrze spędzonego dnia- meczyk!

Z Pompei startujemy do Gioia Tauro. Początek przez Costa Amalfitana- ładne wybrzeże i w ogóle ale winkle straszliwe i wąskie. 70 km w dwie godziny... To nie jest dobra prędkość podróżna- zwłaszcza na dojeździe.





 Chan na punkcie widokowym.

 Costa Amalfitana :smile:
 Papryczki- podobno papryczka chili to wspaniały afrodyzjak. Cóż się dziwić- na pewno podnosi.. ciśnienie :grin:

 Roześmiana aksamitno czerwona ważka, których latało tam mnóstwo :wink:

Ten dzień jazdy to największa katorga- termometry pokazują 36-38 stopni, ale asfalt ma chyba z 50… Daje nieźle. Góry, góry, góry i topniejący asfalt. Zero ruchu powietrza, jedna wielka górska rynna, gdzie nagrzane powietrze w kółko się kotłuje. W motocyklowych butach puchną mi stopy, tak, że ledwo daję radę ściągnąć buty na postoju. W momencie gdy odkrywam zbawienny wpływ Coca-Coli na mój organizm, na stacji spotykamy parę z dzieckiem. Zastanawiamy się skąd są, po języku ciężko się rozeznać. Za chwilę okazuje się, że oni robią to samo- mężczyzna zagaduje do nas o motor i naszą wyprawę. Są z Turcji. 3 godziny czekają już na te j stacji na samochód zastępczy, bo ich się zepsuł.
Mówią nam gdzie warto pojechać, my im to samo.
Za chwilę startujemy dalej.
Gdy zbliżamy się do morza od razu robi się chłodniej. Luksus.
Jacka (redzim2) poznajemy w jego miejscowości również na stacji benzynowej. Prowadzi nas do domu, gdzie znajdujemy wszystko co nam trzeba i jeszcze więcej. Po kąpieli jedziemy z Wiolettą (żoną Jacka) do pizzeri, gdzie Jacek pracuje.
Morze sobie pluska, Karol (syn naszych gospodarzy) przysypia na krześle, a my dostajemy przepyszne pizze. Ja jem taką z kwiatkami, Chan zamawia Stromboli. Jego pizza naprawdę okazuje się być godna swojej nazwy!

 Prawdziwa włoska pizza w prawdziwym pizzowym piecu :smile:
 Chan i jego pizza-wulkan :grin:

Kolejny dzień przeznaczamy na odpoczynek. Trochę w domu, trochę nad morzem. To nasz pierwszy dzień bez jakiejkolwiek jazdy motorem.
Nad wodą jest całkiem przyjemnie, choć morze wcale nie jest za ciepłe. Ma pewnie ok.22 stopni. Przy trzydziestu-kilku powietrza ciężko się zanurzyć. Z moją nieumiejętnością pływania odnoszę wrażenie, że jest mocna antywyporna. Mnie nie unosi i koniec.
Ale nie żebym się poddała w próbach.
 Poranny relaks w pokoju Spidermana :lol:




 Część wyposażenia jakie na ten dzień przygotowała nam Wioletta :wink:
 Jacek. Z Karolem w pontonie. Ponton, co był pompowany dłuuuugo :grin:
 Ach.. Przepyszna kolacyjka :smile:

Ciągle zastanawiamy się z Chanem czy objeżdżać całą Sycylię, czy może jednak zaliczyć główny cel podróży- Etne, i wrócić do Jacków. Ja jestem za tym- myśl o kolejnych dniach smażenia się w tym upale i modlitwie o cień wydaje mi się koszmarna. Pewnie wyolbrzymiam. Ale naprawdę źle znoszę upały.