"Zro­zumieli, że ideal­ny świat jest podróżą, nie miejscem. " T. Pratchett

wtorek, 29 listopada 2011

Kolejna innowacja :)

Jeśli ktoś chciałby czytać opowiastki przy muzyce, ale nie może się zdecydować przy jakiej, to zapraszam na sam dół bloga, serwuję tam kilka piosenek, które znam i lubię :)

czwartek, 24 listopada 2011

PUŁAWY, CZYLI ZAKOŃCZENIE NADŁUŻSZYCH WAKACJI NAD WISŁĄ...

Wiele pisania nie ma, bo i zdjęć nie za dużo. Wyprawa zaplanowana przez wioskę nazwiskową, zaliczenie kesza w tejże dziurze.
Dziura, dojazdem nas nie zachwyciła, bo totalnie sypki piach to nie to, co dwójki na moto lubią najbardziej. Ale dzięki temu ja zaliczyłam spacerek, a Chan chcąc nie chcąc trochę się opiaszczył. Swoją drogą, niewygodnie się chodzi po piachu z całym motobalastem.
Szarżujący Chan, dlatego też taki rozmazany. Ale.. Jest dynamika! :]
I następny Chan kontra Piach:
Chan tak zaszarżował, że- jak to mu się już nieraz zdarzyło- odjechał w siną dal, kaskowe gadulstwo straciło łączność, a ja przespacerowałam się nieco dalej niż Chan skręcił. Mimo, że mówiłam "na kluczowych krzyżówkach zaczekaj na mnie". Ale spoko... koChanie pomyślało i zadzwoniło, to się wróciłam. Zaliczylim skrzyneczkę ukrytą w ruinach miejsca do próbowania pocisków artyleryjskich... czy coś :]
Chanowi to się zbyt często maneta za mocno odkręca jak zsiadam.. ciekawe :)
Jest i foto zdobyczne, z racji nazwiska zaliczone.Wiocha szału nie zrobiła z tym całym swoim zapiaszczeniem... :)
 Dojechalim do Puław, Ciocia Hania ugościła, stryjek opowiedział historii frontowych multum..... Trzymaliście kiedy w rękach rozsypującą się książeczkę do nabożeństwa, która była na drugowojennym froncie?
Z całym szacunkiem dla mojej Religii, którą wyznaję, ale prawdziwą relikwią dla mnie jest coś takiego, a nie jakaś tam.. jedna z ośmiu kostek nadgarstka jakiegoś człowieka.
Jeden człowiek, jeden sens- jak Strachy śpiewają, a taka jedna książeczka.... tyle, tyle.... tej głębi istnień ludzkich! :] Szacunek jest.
Na drugi dzień spacer wzdłuż Wisełki i po Puławach, bardzo grube drzewa z szerszeniami w środku...
Ble, ble, bleeeee, ale uwiecznilim. I zwialim zanim nas pogryźlim. :)
Na koniec, kasztaniaki!
Bo to początek października był i studiów początek. Dobrze, że w końcu dojrzałam kasztany. Bo na te kwitnące to jakoś nie zwróciłam w tym roku uwagi.......

środa, 23 listopada 2011

Roztocze południowe, czyli weekendowy camping w Suścu ;)

Na początek minirelacji, innowacja, którą udało się uzyskać dzięki genialności Chana.
Mapka z podróży :)
Sama bym takiej nie zrobiła, bo nie ogarniam tych programów do tworzenia tras, waypointów i tym podobnych.

Taka przyjemna, nie za długa trasa, z jednym noclegiem, z grubsza planowanym w Narolu albo w Suścu.
Wyjazd na dwa motory, z kolegą T.
Jedziemy, jedziemy, w planie-jak widać z mapki, zaliczenie wioski Wielkie Oczy. Fotka pod tablicą? Musowo :)
Niektórzy zrobili wielkie oczy, ja zrobiłam zdjęcie. Po mini postoju- po cóż dłuższy, skoro niezbyt duży dystans przejechany, wsiadamy i jedziemy dalej :)

Pierwszy kemping na jaki natrafiliśmy w Suścu, okazał się być jedynym... (nie licząc amerykanckich domków nieco dalej) więc zbyt wielkich problemów z wyborem nie było.
Po rozbiciu namiotów, wyprawa po kiełbasę, węgiel i 'rozgrzewacze' połączona ze zwiedzeniem mieściny ;) Dużo zwiedzania nie było, raz w prawo, raz w lewo i zaraz powrót do miejsca startu. Ale przecież mu lubimy takie dziury ;)
Grill wypożyczony, dało się na nim nawet zapalić ognisko z gałęzi przywleczonych spod jakiejś choinki. Wilgotna jedlina nieco bardziej się dymi niż pali, ale też było fajnie. I przesłodka miodówka ;)
Spanie, bo w planie na drugi dzień, 12 kilometrowy spacer po szlaku "szumów nad Tanwią". :)
W nocy szczekanie psów nieco nie dało mi spać, ale T. nie usunął sobie wszystkich szyszek, które leżały na miejscu, gdzie rozbił namiot, więc nie miałam najgorzej ;)
Rano nie-za-szybka pobudka, chwila na ogarnięcie (mi to zajęło najwięcej, ale co się dziwić...) i wymarsz. Mimo brzmiącego dla mnie przerażająco dystansu, wycieczka okazała się przednia! Chętnie jeszcze kiedyś bym się tam wybrała :)
Widoki piękne, pogoda cudowna... Praktycznie większość trasy wzdłuż rzeczek i strumyczków wolno sobie plumkających, bądź szumiących jako te 'szumy'.
Dobrze, że mieliśmy GPSa. Wiedzieliśmy dzięki temu, jaka była średnia prędkość naszego marszu czy coś.... Bardzo ciekawe rzeczy wbrew pozorom :]
Chan właśnie sprawdzał, jak jeszcze daleko, czy jak niedaleko.... Odpoczynek na ławeczce przecież trzeba wykorzystać:)
Nieco dalej, dał się we znaki talent fotograficzny Chana, czego wynikiem jest bardzo mocno sygnalizujące zdjęcie:
Czyż nie jest ładniutkie? :)
Podczas dyskusji T. z Chanem na tematy nieco mnie nie intrygujące jakimi jest utrzymanie rodziny itp, czas na moją fotkę, pod skrzypiącymi drzewami....
Nieco niewyraźna ale mnie tam się podoba... Tak samo jak podobał mi się spacer.
Niestety z właściwych "szumów nad Tanwią" zbyt ładnych zdjęć nie ma, bo jakoś tak.. nie wyszły. Więc nie chce dodawać, bo ujęłoby to uroku temu miejscu, a na coś takiego nie mogę pozwolić :) Ale naprawdę, naprawdę polecam! My być może w lecie wybierzemy się na spływ kajakowy, bo i takowe są tam organizowane. Z tego co widzieliśmy, to niezła frajda :)
Ostatnie "powrotne" już zdjęcie, zachwycające głębią odległej i rozległej puszczy.......
Far far away.......!