"Zro­zumieli, że ideal­ny świat jest podróżą, nie miejscem. " T. Pratchett

niedziela, 27 maja 2012

Projekt "Piękny wschód" i Białowieża, niemiecko-warszawskie szaleństwo.

Wyjątkowo długi weekend majowy postanowiliśmy spędzić w polskiej Krainie Żubra. Szkoda, że nie pomyśleliśmy o Żubrach białoruskich- pewnie byłoby ciekawiej, no i paliwo też tańsze... ;)
Trasę dojazdową Chan zaplanował jak w tytule- piękny wschód ;) Wschód piękny, ludzie mili, Bug zakręcony, tylko drogi tak dziurawe, że nabawiłam się siniaka na kręgosłupie tam gdzie kufer przy każdym wyboju uderzał o moje plecy ;)
Wyjazd zaplanowany na wtorek rano, udało się nam zrealizować koło 14-tej. Wszystko przez Chana i Jurka, który zaprosił go na 'Grę o tron' ;) No jakże nie grać w nią do trzeciej w nocy :]
Wyjechaliśmy, planowaliśmy dojechać do Włodawy i tam zanocować, ale nie udało nam się zmieścić w słonecznym czasie. Nocleg polecił nam kierownik stacji benzynowej i wysłał nas do Gródka nad Bugiem. Ludzie przemili, pokazali nam super miejsce do spania ;)
Miejsce gdzie rozbiliśmy namiot zaznaczyłam krzyżykiem ;) Niesamowicie przyjemne miejsce, nocleg i ludzie, którzy przechowali pod domem wszystkie nasze graty :)
Więcej informacji o miejscu tutaj -> grodzisko Gródek
Jakże nie zaufać ludziom, który mają pod domem takie ładne widoki... :)
Chan pojechał poinformować straż graniczną, że będziemy tu nocować- woleliśmy się sami odmeldować niż żeby nas wyganiali w środku nocy w samych majtkach z namiotu i świecili w twarze ;]
Kolacja, zasypialiśmy przy żabim koncercie na tysiąc jeden głosów.... :)

Tuż za Chanem skarpa i rzeko-żabo-bagna w dole :)
Rześki poranek, śniadanie na świeżym powietrzu z biedronkowych tortilli wyszło wspaniale.
Wprawdzie przemili opiekunowie naszego sprzętu chcieli nas gościć, czym chata bogata, ale byliśmy już najedzeni. Kot pilnował naszych kasków....;]
Po śniadaniu chwila odpoczynku.
 Leże i tyje, bo przecież nikt nie zaprzeczy, że nie powinnam.
Trochę boląca noga, na której ślad mam do tej pory- wyrżnęłam w metalowy słupek, który kolorem i wysokością wspaniale kamuflował się w trawie....;]
Chan pakujący nasze zwierze juczne:
 Pożegnaliśmy tysiąc jeden żab i ropuch, tysiąc dwa rodzaje ptaków i ruszyliśmy przed siebie, chcąc dotrzeć do Białowieży przed zmrokiem :)
Postój na lody we Włodawie.. I ich super dokładny zegar słoneczny :)
Bez przebojów, ale z wybojami, dotarliśmy do najbardziej turystycznej części Puszczy Białowieskiej. Widok kempingu z tabliczkami napisanymi po polsku i niemiecku dał się odczuć niemieckimi cenami. Ale była ciepła woda, prysznice, miejsce do mycia naczyń, no i duuuużo kamperów na niemieckich blachach też ;)
Wieczorna kolacjo-herbata
Geometryczny środek Puszczy Białowieskiej. Tak dla ciekawych zdjęcie, mi za bardzo kojarzy się z kreskami z polibudy...
 Na drugi dzień w planie zwiedzenie pogańskiego miejsca mocy. Zdjęć nie robiłam, bo widok emerytek uprawiających jogę i mamroczących wszelakie mantry na każdym wystającym kamieniu rozłożył mnie na łopatki. Więcej info o Miejscu Mocy.
Owszem promieniowanie dało się odczuć tym, że zegarek Chana sam się przestawił o godzinę do przodu, w GPSie też powariował...
Jak się dobrze przyjrzeć to na końcu torów można dostrzec drezynę, której śladem podążaliśmy:

Mili miejscowi podrzucili nas do głównej drogi (zaczęłam się zastanawiać czy aż tak źle wyglądam, że nie muszę nawet łapać stopa, a ludzie sami się zatrzymują i proponują podwózkę...Ech.).
Stamtąd ruszyliśmy poszukać skrzynki przy krzyżach na wzgórzu Batorego. Wzgórze...? No może na ich teren to i wzgórze......
Skrzynka z rodzaju "w pieńku" trochę nas podenerwowała, ale przecież.... W lesie wcale nie ma tysiąca podobnych zmurszałych pieńków ;] Skądże znowu....
Zdjęcie na miarę Chanowie "na grobie Jana i Cecylii" ... ;]
 Leśne ludki...;]
Idziemy do rezerwatu żubrów, gdzie można zobaczyć parę zwierząt w puszczy. Pani na kempingu określiła to mianem "zoo na terenie puszczy". Miała racje. Porażka. Biedne zgrzane zwierzęta szukające schronienia przed cmokającymi na nie nie-biednymi, ale też zgrzanymi turystami. Mnóstwo plączących się pod nogami dzieci, czyli to czego Chanowie nie lubią za bardzo... ;]
Droga do...:

Parę fotek, które się udało zrobić:

Ostatni Chrumkacz był całkiem zabawny i rozmowny. :)
Uciekamy stamtąd szybko, byle szybciej, na szlak, który jest naszą ostatnią nadzieją: Żebra Żubra.
Nazwa podobno od mostków, którymi przechodzi się nad tamtejszymi bagnami.
Szlak nieczynny- OCZYWIŚCIE, ŻE WCHODZIMY, przynajmniej nie będzie tłumów ;)
Niewielkie utrudnienia w postaci wielkich drzew na ścieżce przecież da się... ominąć, górą, dołem, bokiem...


No jakież tam utrudnienia. Dla porównania sosna od spodu i Chanka (nie od spodu):
Żebra Żubra uratowały moją opinię o Białowieży.
Przy wyjściu.
Standardowo, mikro owad:
Powrót trochę niemiły, bo w głowy nam przygrzewało słońce, asfalt w stopy.. Po drodze mijamy skansen, ale raczej marzymy już tylko o Żubrze- ale tym z puszki. Swoją drogą piwo ze sprajtem, całkiem polecam ;)
Chan Wiatraczny. I Chanka Berberyska. Po jakichś 20 km spacerowania:
 Na kempingu czeka na nas trampiszon w stanie nienaruszonym.

Odpoczynek, w nocy nasz worek ze śmieciami został odwiedzony przez jeża, który wylizał do czysta pudełeczko po paście jajecznej....
Następnego ranka zwijamy się do domu, teraz już nie wschodnią granicą, a krajową 19-stką. Bardzo przyjemna droga.
Zatrzymaliśmy się tylko żeby zrobić zdjęcie cmentarzowi żołnierzy radzieckich, wyjątkowo zadbany..

Bliżej jak dalej złapało nas przejściowe oberwanie chmury, ale w ostatnim momencie zdążyliśmy zajechać na przystanek i przeczekać.
Trampiszon zmyty od góry do dołu kałużą, która pofrunęła w powietrze dzięki prędkości pewnego tira.. ;)

Weekend majowy wspominam całkiem przyjemnie, poza sobotą, kiedy to choroba przeszkodziła mi w grze o tron. Szkoda, ale jeszcze będzie okazja.


W niedzielę już na miejscu, spacerek uzdrowiskowy, nie dłuższy niż pół godziny....
Podróż do:

W związku z moją chorobą nazwany Bełkotka-Rzygotka. Reszty można się domyślić.
Ale gdybym nie zrobiła kilku zdjęć, to przecież nie byłabym sobą... Po burzy:

 Chan i mAlinka deszczowa.
Mój ulubiony płaz:

Skrzyneczka zaliczona, zabawa z żabami też.
Nie wiem tylko kto był bardziej przerażony, to maleństwo z lewej czy ten gigant z prawej ;)
Ach....
Teraz byle do urlopu ;)