"Zro­zumieli, że ideal­ny świat jest podróżą, nie miejscem. " T. Pratchett

niedziela, 6 grudnia 2015

OFFem i ROADem.

Za namową Borysa oraz dzięki świadomości wolnego poniedziałku daliśmy się namówić na offroadowanie po świętokrzyskim.
'Wspaniały' przewodnik legalnych tras offowych z tamtejszego regionu skusił nas do wypróbowania zdolności offowych naszej Strzały Południa.
Czy się sprawdziła...?
O tym na końcu:)

W związku ze zmianą czasu i wyznaczonym stawiennictwem na 9-tą w Mielcu postanowiliśmy rześko wstać o 6-tej, wypić kawkę-herbatkę i wystartować.
W związku z wcześniejszym wieczorem spędzonym na graniu w planszówki (aż 3!), z biedą zwlekliśmy się z łóżka o 6.45, wyjechaliśmy o 7.30.
Stacja BP w Mielcu- punktualnie o 8.56. Czyli na czas ;)

Szybkie powitanie i decyzja co chcemy zobaczyć. Chęci padły na Zamek w Chęcinach :)
Zatem.. RUSZAJMY!!!



Komandos na stanowisku.

Pierwsza atrakcja z offowym dojazdem- ruiny zamku w Mokrsku.

Przyczajony Tygrys......




Lecimy dalej. Szkoda, że pogoda iście szkocka. Zdjęcia bure wychodzą :(
Kawałek przejeżdżamy lasem, gdzie każda gałąź chce nas zatrzymać. Ale Strzała się nie daje ;)
Przewodnik (kiepski jak się okazuje po paru punktach, niedokładnie opisanych i zaznaczonych) prowadzi nas przez bród Nidy. Jak w pysk strzelił- droga gruntowa!! :)
Piaszczysto-muliste dno nie zachęca do przejazdu- nie bardzo chcemy tam utknąć, ale... Żeby zawrócić to trzeba by było trochę drogi nadłożyć- nie opłaca się, a z resztą w końcu miał być offroad! :D Borys przejeżdża pierwszy. W połowie rzeki jest uskok- widać po tym jak auto nagle bardziej się zanurza. Cóż... najwyżej będziemy pływać.






 


Jak widać Strzała radzi sobie jak złoto, nawet z pływaniem w Nidzie! :)
Adrenalina skoczyła, uśmiechy na twarzach zagościły. Jest nasz ulubiony thrill! ;)




Lecimy naszą amfibią dalej :)
Z przewodnika wynika, że droga być powinna i jest, tylko że las upaństwowili i szlaban zamknięty. Ot, tyle nam bliżej do zachodu niż wschodu.... ;)
Podczas postoju kumam się z miejscowymi....

 Przystojniacha miejscowy ;)

Jesienny las... :)
W dalszej trasie trafiają się nam też dary jesieni, które- choć piękne- mogą 'przydać się' tylko raz w życiu.. ;)





 I tu dochodzimy do tego bolesnego fragmentu podróży, kiedy to Strzała nieco nam się zmatowiła i zchropowaciła.... Auć...
Otóż, drodzy państwo- jak się patrzeć tylko w GPSa i mapkę, która swoją drogą zdążyła już dowieść, że nie za bardzo jest przydatna, to się człowiek bezmyślnie ładuje w ostrężyny, tarniny, jałowce i wszelkiej maści kłująco, kolczasto, drapiące rośliny. I żeby chociaż droga była szersza niż samochód, to by jakoś było.
Pechową ścieżynkę przejeżdżam zatykając uszy, gdyż zgrzyty gałązek po karoserii powodują, że moje serce krwawi na myśl jak moją ukochaną Strzałę to boli... I nie- nie jestem materialistką. Po prostu jestem nauczona szacunku do przedmiotów.
No i trzeba nadmienić, że nie my prowadziliśmy w naszej eskapadzie.



 Nasza samochodowa Mela (na cześć mojej ś.p. dalmatyńskiej Meli) zawsze uśmiechnięta.

Pierwsze oględziny rys.. Raczej nędza.
Co gorsza okazuje się, że droga jest niewłaściwa i trzeba ten straszny kawałek przejechać jeszcze raz z powrotem.
A wystarczyło... ech, nawet ciężko ująć w słowa co myślałam.

Chwilę po tym zostajemy przewodnikami wycieczki. GPSa i mapę mam w ręce i dojeżdżamy do zamku jak po sznurku. Trasa funduje nam jeszcze jeden wyrzut adrenaliny. Stroma, prawie pionowa górka. Podjazd może napędzić stracha, ale i tu Strzała daje radę. Nie brakło jedynki, można podziwiać widoki ze wzgórza ;)





Niestety aparat nie oddaje nigdy stromości górek- a szkoda, bo wbrew temu jak to wygląda na zdjęciu, było prawie pionowo ;)
Zjeżdżamy do asfaltu i jedziemy do Chęcin. Ruiny widoczne zza lasu...


Droga do zamku obstawiona jest rzeźbami postaci iście średniowiecznych. Trafia się nawet Król.


Zamek jak to zamek- każdy średniowieczny oferuje to samo, więc jako że chcemy zdążyć jeszcze tego dnia zagłosować, a kompanka podróży idzie na 17-tą do pracy, rezygnujemy ze zwiedzania wnętrza. Parę fotek wystarczy.. :)



Las, Chan i Armata są naprawdę pełniejsi życia niż te ruiny :)
Zahaczamy o jakieś "domowe jadło" w ramach obiadu, gdzie okazuje się, że dwie osoby spokojnie mogą napchać się do pełna za jedyna 20zł. A jedzenie przesmaczne... :)

Wracamy. Tankujemy Strzałę, a Chan w ramach ukojenia moich skołatanych nerwów i poprawienia mi nastroju proponuje mycie Strzały. Ciemno, więc wydaje się, że większość rys faktycznie była większym brudem.
Na następny dzień odwiedzamy firmę mojego szwagra- Dr.Auto, gdzie jak sama nazwa wskazuje, Strzała przechodzi leczenie polerką i jest jak nowa.. :)



To nie tak, że pierwsza rysa boli najbardziej. Setna boli tak samo.... :D
Na szczęście już nie ma po nich śladu :)

Podsumowując- mamy bardzo dzielnego SUVa ;)