"Zro­zumieli, że ideal­ny świat jest podróżą, nie miejscem. " T. Pratchett

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

DRŻąca DRZeta.

Sobota z racji 13-ego nie była dobrym dniem na motonauki.
Niby nie jestem przesądna, ale nawet nie miałam nastroju.
Chan zrobił Trampusiowi piękną narzędziówkę, przegonił go po okolicznych wioskach w ramach rozruchu i dzień skończył się słodkim domowym winem i hirołsami... Raj ;]
Umówiliśmy się, że niedziela będzie dniem DRZ-ty.

Nadeszła niedziela i mimo lekko paraliżującego mnie strachu ruszyliśmy na wcześniej przez Chana upatrzoną łąkę. Łączka równiutka (jedynie kilka dołów i garbów, które jak już się rozkręciłam okazały się dobrą atrakcją:] ) i zieloniutka- trawa faktycznie zaczęła wariacko rosnąć po sobotniej burzy.



Uzbrojona niczym średniowieczny rycerz ruszający na wojnę z niewiernymi, zapaliłam maszynę.
W ramach przypomnienia parę ósemek (patrząc na rozmiar pasowałoby rzec: ósemczysk)- w miarę jeżdżenia ósemczyska zaczęły się stawać coraz to mniejszymi ósemkami. Było okej ;]
Tym razem to Chan robił zdjęcia.
Robił, robił...


Chanka ujeżdżała, Chan focił, nadjechał Piotrek z Zuzą.
Zuza macha, klaszcze, cieszy się jak to małe dziecię a ja się modlę: "weź się usuń, bo nie wiem czy zdążę zakręcić". Zdążyłam ;]
W tym momencie stwierdziłam, że na pewno zaraz w coś przygrzeje, bo PRZECIEŻ patrzy na mnie więcej niż jedna osoba.
Musiałam się pochwalić co to ja nie umiem- na szczęście udało się bez "fail-compilation" :)
Piotrek zaklaskał, Zuza też, Chan fotografował.
Odstąpiłam Piotrusiowi DRZ na moment, bo naprawdę musiałam opanować drżące nogi i ochłonąć. Się spociłam.... ;]


Kiedy wsiadłam na nowo, ruszając rozgrzebałam łąkę kołem (jak za każdym razem, brak mi wyczucia) i z bardzo nieprofesjonalnym szarpnięciem, które wyglądało bardzo profesjonalnie, ruszyłam do przodu.
Rozpędzając się (nie zapominajmy, że ciągle na jedynce) nie dałoby mi, gdybym nie spróbowała jazdy na stojąco. Niesamowicie świetna sprawa! Nie wiem jak inaczej to określić jeśli nie chce używać brzydkich słów :] Ale kto próbował, ten wie. PAN I WŁADCA NA KRAŃCU ŚWIATA NADJEŻDŻA!
  Niestety jedyne zdjęcie kiedy jadę na stojąco. Jak się wpatrzeć to widać ;]
 Jazda na stojąco obczajona, zawracanie też, z ruszaniem gorzej, ale chłopaki mówią: spróbuj zmieniać biegi.
Łatwo powiedzieć kiedy ja się boję.... ;)
Na szczęście Piotrek dał jedną mega dobrą radę: najpierw popróbuj wciskać sprzęgło jak jesteś rozpędzona.
Parę takich prób i... dwójeczka, trójeczka. Ba! Nawet czwóreczkę wrzuciłam :)







Stado saren pasące się w oddali bardzo sprawnie się ulotniło widząc zbliżającą się z dużą prędkością potworę ;]
Bu!


Na koniec 'poemat', który przyszedł mi do głowy podczas rozmyślań nad ujeżdżaniem tego zacnego sprzętu:) :



Zgodnie z tytułem drżałam. Z podniecenia. :)


p.s. Dziękuję za Wasze odwiedziny. Nie wiem czy zauważyliście, ale przekroczyliśmy 2000 wejść. Mój kolejny mały sukces ;]