"Zro­zumieli, że ideal­ny świat jest podróżą, nie miejscem. " T. Pratchett

środa, 26 lipca 2017

Projekt Nord-TylkoNie-Kapp 2017 cz.II

Dzień 9
Dziś tak naprawdę zaczynamy wracać.
W planie dojazd do Rovaniemi- Wioski Świętego Mikołaja (konkretnie w Napapirii). Tam też przebiega koło podbiegunowe- ale jak się okaże później w niczym nie przypomina ono tego miejsca, gdzie przekroczyliśmy je za pierwszym razem.
Dzień jest zimny i choć miejscami wychodzi słońce, ogólnie 8 stopni nie rozpieszcza. A przecież miało być lepiej w Finlandii.....
Droga nudna niesamowicie-las, las, las i cały czas prosto. Czasem jezioro, ale to też bardziej widać na mapie niż w rzeczywistości-wszystko zasłaniają monotonne drzewa. Kończą się też powoli widoki reniferowe.
Kiedy w końcu dojeżdżamy do jakiegoś miasteczka okazuje się być ono jakieś takie... wymarłe. sklepy zamknięte, na ulicach pusto, ludzi nie widać...
Dziwnie. Czyżby jakieś święto?

Sklep z pamiątkami przy Muzeum Samów:












 Pod kask w sam raz! :)

 Wjazd do Finlandii.
I dużo porostów.



 Przerwa na rozgrzewającego chinola.


 Morderczyni z fińskich bagien.



Wieczorem dojeżdżamy do Rovaniemi- tam też wszystko zamknięte. Chodzimy po pustym placu wsłuchując się w muzyczkę rodem z Goblinów. Choć przy tej pustce mogłaby być równie dobrze soundtrackiem do horroru o opuszczonym wesołym miasteczku...
Mikołajownia będzie otwarta jutro od 9-tej rano. Przyjedziemy, zobaczymy:) a jakże. Dobrze że zrobiło się już aż 11 stopni! :)





↑ Chanowie znów na kole polarnym.. :) ↓


Do zwiedzania Tipi podchodzę z lekka sceptycznie. Wszystko przez skórę z nogi renifera, która to na wejściu próbuje smyrnąć mnie w twarz... :D





Szał w oczach- wreszcie spotkam Mikołaja! (niestety dopiero jutro, bo zamknięte)


 Hmm.. a pisało że "Santa is.." a nie "was".... :/



Potem kemping, makaron z sosem i lulu w namiocie.
Dowiedzieliśmy się też, że dziś w Finlandii wielkie święto- wigilia najdłuższego dnia w roku :) stąd wszystko pozamykane i jeszcze bardziej wyludnione niż na co dzień.
Mają w sobie coś z pogan...

P.s. myśl która towarzyszy mi tego dnia podczas jazdy: "jeśli ktoś mówi że 11 stopni to ciepło, tzn. że był motocyklem na Nordkappie."

Dzień 10
Zwijamy się i jedziemy do Mikołaja. Zakładam że nie będziemy tam zbyt długo, ale to przeczucie chana sprawdza się w tej kwestii-zostajemy tam około 2 godzin. Sklepy mikołajowe mogą przyprawić o zawrót głowy... I portfela.
Oj trochę euro tam zostawiliśmy... Ale szybko tam ponownie no będziemy więc bez żalu:)
Udaje mi się nawet zostawić chana na paręnaście minut i kupić mu w urodzinowym prezencie piękna, ostrą finke. I nie, to nie o  kobiecie, a o prawdziwym fińskim nożu.. :D

Wystawa zdjęć mikołajowo-elfowych.
Można zakupić przeróżne prezenty.




Jest i całoroczna szopka.


Czas na krótki odpoczynek w chodzeniu po sklepach.. :)


 Mikołaj gdzieś zniknął!


 Oczywiście w sklepach nie ma zwykłej obsługi. Wejście "Tylko dla Elfów" :D


 Jest i Chan z prezentem urodzinowym :)



Po zakupach ustawiamy się w kolejce do odwiedzenia Mikołaja. Free entrance, biletów nie ma-aż dziw!
Muszę przyznać, że idąc ciemnymi korytarzami i oczekując na spotkanie z Mikołajem moje wewnętrzne dziecko aż tupało z podekscytowania:D
Nie starałam się nawet tego za bardzo ukrywać.. :D






Koło napędzające ruch ziemi.



Mikołaj okazuje się być jeszcze fajniejszym facetem niż myślałam dotychczas! Wita się z nami polskim dzień dobry! i rozkręca rozmową- skąd jesteśmy, gdzie byliśmy, jaka będzie pogoda. O naszej miejscowości mówi "wiem, wiem gdzie to jest, pewnie że tak, w końcu bywam tam co roku";)
Wie też dużo o prognozie pogody :D
Po kilku minutach rozmowy Elf fotograf wykonuje nam wspólne zdjęcie, które to po wyjściu od Mikołaja możemy zakupić (w cenie między 30 a 40 euro- w zależności od rozmiaru i ilości odbitek). Przez moment się zastanawiamy czy warto, ale.... Warto! :D
Było trochę Pratchett'owo i nieco magicznie... :)




 Galeria Mikołajowa.




Mimo ładnej pogody w Mikołajowni, po drodze niebo zasnuwają chmury i jak co dzień trafia się spłuczka. Dawno nie padało....
Nocleg rozbijamy w deszczu, pod szkołą. Od dwóch tygodni są wakacje, a do tego jutro niedziela.. Nie powinno rano być nikogo.








Dzień 11
Dzisiejszy plan zakłada nocleg między Raumą a Helsinkami, żeby jutro zdążyć na prom do Tallina. Chcemy odwiedzić mityczne cmentarzysko z epoki brązu a potem zanocować na kempingu niedaleko Moomin's World'u :D

 Codzienne sprzęty, bez których ten wyjazd nie mógłby się odbyć... :)


Do cmentarzyska dojeżdżamy po mniejszych i większych deszczach. Chwilowo nie pada więc idziemy zwiedzać. Chwilowo-słowo klucz. Nad horyzontem kłębią się granatowe chmury dodające klimatu mitycznemu miejscu. Przypomina mi się "Smętarz zwieżąt" Stephen Kinga. Tam też , w takim miejscu wskrzeszano umarłych. Jest identycznie jak sobie to wyobrażałam. Ciemne chmury sugerują że już za chwilę będzie miało tu miejsce jakieś wskrzeszenie.......
Ale nie. Miejsce ma tylko powolne kapanie kropli deszczu, zamieniające się stopniowo w coraz to bardziej rzęsisty deszcz. Serio?! W Finlandii miało już być ładnie.......
Fakt, jest 14 stopni więc teraz deszcz jest znośniejszy. Ale czy w ogóle musi być....?










 Moje ulubione pole kalafiorowych porostów.... :)



Kalafiorowy bukiet ślubny- wrzask mody sezonu 2017 ;)


Wieczorem, nieco zdegustowani deszczami dojeżdżamy do Naantali- miejscowość z rajem Muminków.
Niestety już wszystko zamknięte.
Jedziemy na kemping z postanowieniem powrotu następnego dnia..
No i obiad w kufrze kusi.. nie lada co w planie-filety z kurczaka z dodatkami :D
Wieczorem kąpiel i spanie.

 Powoli zbliżamy się do pełnego zachodu słońca... :)

Dzień 12
Dziś przewidziany prom Helsinki-Talinn. Rano jednak chcemy kupić przynajmniej coś muminkowego. Moomin's World odpuszczamy bo choć moja miłość do Muminków jest wielka to jakoś nie mam ochoty być przytulana przez wielkiego zapoconego pluszowego paszczaka... :D
Aczkolwiek nadbrzeżne alejki są tak urokliwe że mimo naprzemiennego deszczu i na szczęście też słońca zostajemy chwilę na parę zdjęć.
Dostaje tam przepiękny notatnik z Buką! Nie wiem czy pisać w nim  książkę czy jakieś mądrości. Na książkę za mały, ale na jej szkielet już nie...... ;)









 Chan walczący z wentylacją... :D





Ruszamy dalej. Autostrada do Helsinek jest tak samo nudna, jak każda, pominę więc ten etap. Zwłaszcza, że wieje od morza i pada co chwilę co czyni podróż jeszcze uciążliwszą.
W Helsinkach kupujemy bilet na prom i mamy ok 2 godzin oczekiwania.
Prom przypływa praktycznie od razu, ale zjazd samochodów i wjazd kolejnych (motocykle na końcu!) zajmuje akurat tyle, że te dwie godziny spędzamy stojąc tuż przy wyjeżdżających tirach (tak bowiem ustawił nas super bezmyślny pan z obsługi). Deszcz nie pada, ale zaczyna przypiekać słońce co-patrząc na ciuchy i silnikowe wyziewy, jest wręcz tym o czym marzyliśmy....
Czekamy na boku między motocyklami niemieckimi a 'maszinami' ruskich. Widać przepaść wschodu i zachodu.....







W każdym bądź razie-załoga Eckeroline nie do końca dograny ma temat załadunku motocykli na pokład. Wpuszczają ostatnich po odstaniu półtorej godziny w wyziewach spalinowych z tirów i wypuszczają ostatnich po odstaniu w wyziewach spalinowych na jednym z pokładowów ładunkowych.
Sam rejs mija jednak dość przyjemnie choć w większości dostępnych barów leci muzyka na żywo i wyją tam mniej lub bardziej zdolni piosenkarze i piosenkarki....
Po znalezieniu baru gdzie nic nie gra, rozkładamy się na podłodze, ściągamy buty i drzemiemy naprzemiennie z głupimi rozmowami w oczekiwaniu na time of departure tj.17.30.
Prom płynie 2h i 15 min.
 








Strona pogodowa która wiedzie nas przez cały wyjazd ( a i przed startem była monitorowana) www.yr.no pokazuje w talinnie "gentle breeze". Z promu na gentle to nie wygląda, czarne kłębiące się chmury sugerują hardcore breeze raczej.. stąd też ubieramy szmaty p/deszczowe tuż przed zjazdem na ląd.
W Talinnie może i jest gentle, ale już im dalej w głąb lądu tym gorzej. Trafia się nam najgorsza i najdłuższa spłuczka, niewiarygodnie rzęsisty deszcz i spadek temperatury do wspaniałych, dawno nie widzianych 13 stopni.
Buty przemakają mi całkowicie, bo zrezygnowałam już z magicznych ochraniaczy, które to podarły się, puściły w szwach i przestały zapinać zamkami około 3 dni wcześniej. Średni towar biorąc pod uwagę, że kupiłam je tydzień przed wyjazdem.





Niestety na zdjęciu nie widać, ale tęcza zaczynała się tuż przed tym domem... Garnek ze złotem zabraliśmy jako rekompensatę za deszcze... :D


Po drodze przerwa na obiad w farm foodzie (wreszcie ludzkie ceny), dojazd do parku Sooma gdzie planujemy rozbić się na miejscu RMK (KLIK!).
Komary chcą ogryźć co do kości, ale przynajmniej nie pada..






 Piweczko.... :)

 I mój estoński napój bogów- Valge Klaar :D
Przywiozłam sobie 5 butelek i racjonuje go niczym najlepszej jakości szampan- na wyjątkowe okazje... :)

Dzień 13
Dziś plan jest ambitny, zakłada ponad sześciusetkilometrowy dystans na trasie Estonia-Suwałki.
Wcześniej jednak zamierzamy zwiedzić estońskie bagna w Parku Narodowym Soomaa, stąd też ruszamy w drogę dopiero około 12-tej.














 Potwór bagienny..




Poza zwiedzaniem parku, dzień zapowiada się nudno i monotonnie- pribalticą aż do Polski.  Byle bez deszczu. Na uwagę zasługuje przepyszna solianka zjedzona na granicy estońsko-łotyskiej.
Pierwszy rzecz jaka spotyka nas w Polsce to kontrola straży granicznej. Nie dość że zmęczeni, z ciśnieniowym bólem głowy, bez konkretnego miejsca na nocleg to jeszcze to..
No cóż. Trzeba się paszportowo odmeldować.
Nocleg znajdujemy na kempingu w Suwałkach.
 


 Mniam!!! :)


Suwałkowy mural.



Dzień 14
Szybko ruszamy do domu.
Plan na przerwę w Janowie podlaskim. Mają tam piękne konie. I super pierogi z boczkiem :D

Kupując magnes na lodówkę pani poleca nam taki z „naszą największą pięknością, Eukaliptusem”.
Oczywiście nie bierzemy.
Przechadzając się po stadninie trudno o nieironiczny humor.
Tworzę plan, który zakłada tam ulokowanie pary koni i nazwanie ich Erekcja i Fellatio. Byłaby to najbardziej płodna para…
[„…- a może magnes z Erekcją?
…- a może z Pierdem Pegaza?”]

 Geograficzny środek Europy pod sklepem w jakiejś pipidówie... :D

 Generator końskiego ruchu...? :D





 To pewnie największa kwota jaką dane było dotknąć moim rękom.... ;P





Na końcówkę wyjazdu, siedmiusetkilometrową dojazdówkę przez Polskę trafia się nam nagle 32 stopnie. Nie mogło być lepiej....
Najważniejsze to kupić zwycięskie piwo.
I obalamy piwko wieczorem po kąpieli. Dziś było 680 km.

Małe podsumowanie:

Dystans przejechany 7200 km.
Dni 14
Zadowolenie? Mimo kiepskiej pogody 1000% ;)
Na biurku czeka zamówioną przed wyjazdem pierwsza część skandynawskiej trylogii fantasy: Dziecko Odyna.
Żeby nasycić się Skandynawią jak najbardziej.

No i Gumon, Gumon czeka!
I nie chce iść spać, tylko zwiedzać, zwiedzać dziury kapturowe, warkoczowe i rękawowe.... ;)




Nasza podróż w przedmiotach…:



Rakastan Nordkapp. Ma armastan Nordkapp. Jeg elsker Nordkapp. Jag älskar Nordkapp.
 Jakby tego nie ująć....- Kocham Nordkapp :)